Jestem psychoterapeutką w nurcie psychologii procesu, nurtu humanistyczno - doświadczalnego, który czerpie m.in. z Junga i taoizmu.
Jego założyciel, Arnold Mindell, doktor fizyki i jungista, zauważył zależność między rzeczami dziejącymi się w człowieku a tymi na zewnątrz – w świecie, w relacjach z innymi ludźmi, z nastrojami i historią. W jego opisie to, co nas spotyka przychodząc „spoza nas” i „z nas”, to Proces i jego siły. Z tym że jedne są nam znane i utożsamiamy się z nimi chętniej, a inne są pozornie sprzeczne i zupełnie nie pasujące do naszego postrzegania siebie. Im bliżej tożsamości, sprawczości, intencji i świadomości, tym bardziej proces jest pierwotny. Im dalej na tej skali, tym bardziej wtórny - nieznany, poza granicami, nowy.
Mindell pracował nie tylko z indywidualnymi klientami, parami czy grupami, ale z całymi społecznościami, odnajdując sens i niejawny wspólny mianownik w ogniu największych konfliktów.
Podstawą psychologii procesu jest rozszerzanie świadomości, kierowanie uwagi tam, gdzie trzymamy własne cienie, ale też siłę i moc, ukrytą za często żelaznym płaszczem krytyka, za wielopokoleniowymi, nawarstwionymi przekonaniami lub za naszym dotychczasowym doświadczeniem.
Czy psychologia procesu jest „duchowa”? Czy to nauka? Jedno i drugie. Processworkerka podąża za klientem czy klientką, nie narzuca im niczego, nie poucza. Jest tą, której potrzebuje klient – mądrą głową, czułą matką, rozbawionym dzieckiem, zafascynowanym obieżyświatem, wspierającym ojcem – jednocześnie trzymając mocno linę przywiązaną do „Tu i Teraz” klienta i terapeuty. Sprawdza, zadaje pytania, stawia hipotezy, które za chwilę obala. Jest po stronie procesu klienta czy klientki, nawet jeśli to oznacza oświetlanie świadomością miejsc, o których „lepiej zapomnieć” lub na które „lepiej nie patrzeć”. Do tej ciemnej jaskini podchodzą więc razem, ale to klient czy klientka musi wykonać pracę, wysiłek, zmierzyć się z tym, co tam zastanie.
Czasem jednak podążanie za procesem oznacza cudowną zabawę, wygłupy, śmiech, wzruszenie, odpoczynek…
A potem następuje rozwiązanie kontraktu – klient czy klientka odchodzi z tym, co odkryte, ze zmianą, tworzy kolejne światy i sama/sam trzyma w dłoni latarnię świadomości, rozpaloną i jaśniejszą, niż wcześniej.
Taki jest jeden ze scenariuszy, tego życzę każdemu, kto zdobywa się na odwagę wejścia do jaskini.
Polecam do przeczytania:
"Psychologia zorientowana na proces - droga do poznania siebie." Michał Duda, dyplomowany nauczyciel i superwizor Instytutu Psychologii Procesu. (Zwierciadło)